Koty deportowane. Na ulicach i terenach zielonych widuje się nieraz koty, które zostały przez swych nieodpowiedzialnych opiekunów wyniesione daleko od domu i porzucone, w niefrasobliwym przekonaniu, że „jakoś sobie poradzi”. Nieraz powodem takiej brutalnej deportacji bywa niepożądana ciąża kotki. Takie, często bardzo ufne i przerażone obcym otoczeniem koty są szczególnie godne pożałowania. Niezaradne i niewiedzące, gdzie znaleźć coś do zjedzenia, gdzie i przed kim się ukryć, wydają zwłaszcza nocami, charakterystyczne głosy, zwane w nauce o zachowaniu się „wołaniem opuszczonego” — znak skrajnego zdeprymowania, rozpaczy. Takie zwierzęta najczęściej już w pierwszych godzinach i dniach padają ofiarą źle pilnowanych albo i szczutych psów, rozwydrzonych dzieci, chuliganów i agresywnych ludzi dorosłych, łatwo też dostają się pod koła pojazdów. Ustalone w swym składzie zespoły kotów podwórkowych zwykle wrogo odnoszą się do nowego osobnika na swoim terytorium; dominujące samce zazwyczaj tolerują tu tylko nową kotkę będącą w rui. Na posesjach nie ma ani tylu myszy, ani owadów, ani tylu naiwnych ptaków, aby wyżywić nowego niewprawnego łowcę, a wszelkie miejsca „jadalniane” dobrze są pilnowane i eksploatowane przez miejscowe obsady czworonogów. Toteż zwykle, po kilku czy kilkunastu dniach beznadziejnego błąkania się „wołania opuszczonego” nieszczęsnego wygnańca stają się coraz słabsze, siły go opuszczają, głód, pragnienie, skwar albo zimno, wilgoć i rozpacz niweczą fizyczną i psychiczną odporność, ale udręka może się ciągnąć jeszcze bardzo długo.