Kot nie jest zabawką
Partnerstwo. Zwierzę jako uczestnik wspólnej z człowiekiem, dobrowolnej zabawy czerpie z tych igraszek przyjemność i zarazem uczy się delikatności i ostrożności w operowaniu swą naturalną bronią, pazurami i zębami. Ta samokontrola i powściągliwość obowiązuje wszakże obie zainteresowane strony, a więc również człowieka, czy to młodocianego, czy dorosłego. Na to, żeby zabawa była zabawą a nie dręczycielstwem i agresją, musi być partnerska i zakończyć się z chwilą, kiedy któraś ze stron ma dosyć. Nie wolno np. kota gonić i siłą chwytać, kiedy stara się on uciec od ludzkiego natręctwa.
Bezprawie przemocy. Niestety nader często słyszy się beztroskie oświadczenie, że ktoś tam przyjął pod swój dach małego kotka „żeby dzieci miały się czym bawić!”. Jest to pozostałość nie tylko bardzo pierwotnego, ale i prymitywnego niedorozwoju człowieczej wyobraźni i kultury, które przecież powinny skłaniać do liczenia się z odczuciami innej istoty. Ludzka inteligencja i podstawowy zasób wiadomości pozwalają zarazem na rozpoznanie już od wczesnego dzieciństwa, że jakiś obiekt jest nieożywiony, a inny żywy, a więc i czujący.
Prawo a etyka. Są jeszcze ludzie, którzy żywe zwierzę traktują tak, jakby było ono niewrażliwym automatem,
maszynką. Uważają oni: „zwierzę jest moje, więc mam prawo robić z nim, co mi się podoba”. I tu właśnie bardzo się mylą, nawet, jeśli to zwierzę kupili. Jeśli nawet w prawodawstwach wielu krajów zwierzę traktuje się jako przedmiot, to stanowi to dowód groźnej ociężałości, zamrożenia, chyba z czasów jaskiniowych i niesłuszności tego prawodawstwa, poza którym jednak na szczęście istnieje jeszcze prawo moralne. To ono właśnie, wobec luk i niedomóg kodeksów musi powstrzymywać ludzi przed dręczycielstwem i znieczulicą, musi uczyć ich poszanowania dla innych istot, dla odmiennych niż oni sami form życia i odczuwania. Najwybitniejsi współcześni etycy polscy i światowi (jak Tadeusz Kotarbiński, a przede wszystkim Albert Schweitzer) podkreślali z mocą, że współczesna etyka musi obejmować również zwierzęta, gdyż bez tego, byłaby niepełna.
Dzieci, zwierzęta i wychowawcy.
Dzieci, szczególnie małe, nie od razu są zdolne do opanowania chętki tłamszenia miłego ciepłego futerka kotka, do powściągnięcia swoich brutalnych karesów, złośliwości, a nawet sadyzmu. Od tego, aby już jak najwcześniej uświadamiać je, jak należy ze zwierzęciem postępować, są oczywiście rodzice i inni wychowawcy. Unikać jednak należy takich antywychowawczych ostrzeżeń, jak: „nie ruszaj go, bo cię podrapie”, czy też „nie dotykaj go, bo się zabrudzisz”, czy wreszcie „nie ruszaj, bo on pewnie jest chory i się zarazisz”. Przypomina to ów rysunkowy żart Zbigniewa Lengrena: opasła jejmość wychyla się przez okno i woła do synalka maltretującego młodszą towarzyszkę zabawy: „Heniuś, nie bij jej, bo się spocisz”. Straszenie dziecka przykrościami, jakie mogą spotkać je ze strony zwierzęcia, wzbudza w małym człowieku najpierw obawę, a w konsekwencji agresywność, wrogość i odrazę, które często na całe życie wyciskają społecznie szkodliwe piętno na jego osobowości.
Trzeba więc przyjąć zupełnie inną taktykę, może nieco trudniejszą, ale nie wypaczającą psychiki dziecka i nie krzywdzącą zwierzęcia. Należy wyjaśnić, że nawet pieszczoty nie mogą być natrętne i niedelikatne, że z kotem „nic na siłę”, bo trzeba się liczyć także z jego osobowością i dawniejszymi, może przykrymi doświadczeniami, że nachalność może go przestraszyć i stać się dlań nieznośna, a wtedy nic dziwnego, że może się przed nią bronić albo uciekać i później już stale unikać kontaktu z takim małym (czy większym lub zupełnie wyrośniętym) współdomownikiem. Nie należy także zbliżać do oblicza kota otwartej dłoni, ani też patrzeć mu uporczywie prosto w oczy. Zwierzęta podobnie zresztą jak człowiek instynktowo pojmują takie zachowania jako wstęp do ataku i odpowiadają reakcjami obronnymi. Wyjątkowo dokuczliwe jest też dla kota chwytanie go (nawet lekko) ręką za oblicze, pociąganie za ogon, łapy, wąsy i uszy, a także gładzenie pod włos.